Położenie: Holandia. Europa Zachodnia
Waluta: Euro
Język: Niderlandzki
Religia: Chrześcijaństwo
Amsterdam
Czerwona dzielnica
Bliźniaczki Fokkens
Marihuana
Przepiękna starówka, kanały, rowery, pchli targ, wyśmienite sery, i dobry znajomy:)
Do Amsterdamu poleciałam z moją przyjaciółką Asią, zaledwie na kilka dni- taki krótki wypad, podczas którego miałyśmy w zamiarze spotkać się z naszym wspólnym przyjacielem Marcinem, zwiedzić miasto, zrobić zakupy na słynnym pchlim targu, wypalić jointa i podpatrzeć prostytutki – udało się:)
Za szklanymi drzwiami…
Najbardziej znana dzielnica miasta portowego- Amsterdamu. A wiadomym jest, że gdzie zbiornik wodny, tam i statek zazwyczaj. Gdzie statek, tam i marynarz, a gdzie marynarz… Tam i prostytutka właśnie.
Holendrzy wychodzą z założenia, że najstarszy zawód świata, nie powinien być spychany w nielegalność, bo i tak nie zniknie z życia społecznego. Teza prosta i klarowna. Dlatego też, już od 1815 roku prostytucja jest legalna w Niderlandach. Określane, jako ‘sex workers’ – pracownice mają swoje związki zawodowe, poddawane są badaniom lekarskim i otrzymują instruktaż na temat zasad higieny, a od 1996 roku płacą podatki. W ostatnich latach są pośród nich też Polki…a zza witryn, daje się słyszeć nasz dźwięczny język…Według przepisów prawnych, dziewczyny nie mogą zatrzymywać klientów na ulicy, natomiast wolno im pojawiać się w witrynach okien domów Dzielnicy.
To tutaj właśnie, znudzone dziewczyny, w skąpej bieliźnie wyginają się w namiętnych pozach. Za szybami, przypominającymi ogromne witryny sklepowe(bo dziewczyny oczywiście są na sprzedaż-już po promocyjnej cenie, za jedyne 50euro bez czułości, czyli ,,no kissing,, można obserwować do woli znudzone dziewczyny, zajęte przeważnie rozmową telefoniczną, ewentualnie pisaniem smsów. Tak spędzają czas w oczekiwaniu na klienta te ładniejsze, zgrabniejsze, z ładniej ułożoną fryzurą i zadbanym ciałem (a dokładniej dwie, może trzy). Reszta pań pracujących – zblazowana, zaniedbana, z krzykliwym makijażem, i w naprawdę taniej, ordynarnej bieliźnie, w akcie desperacji omiata przechodniów błędnym spojrzeniem, szczerzy zęby, oblizuje wargi, puka w szybę, łapie się za zazwyczaj przesadnie obfity biust, i… Nic. Nie dzieje się nic. Siedziałam tak na chodniku, obserwowałam te biedne, brzydkie dziewczyny z zaawansowanym cellulitem, a one czasem uśmiechały się do mnie, czasem puszczały oko, i momentami był to bardzo smutny uśmiech, bo częściej był on wulgarny, wyuczony, sztuczny, przeraźliwy. Bardzo rzadko ktoś dawał się skusić-ktoś, kto zapukał do szklanych drzwi, ktoś za kim po chwili dziewczyna, która miała ,,szczęście,, ,mogła opuścić ciemno-bordową kotarę. Turyści zazwyczaj obserwując, ci, którzy dodali sobie animuszu, od czasu do czasu zapukają w szybę, ale odniosłam wrażenie, że najczęściej odwiedzają dziewczyny stali klienci, w środku dnia, bez skrepowania witają się z dziewczyną w progu, jak z jakąś dobrą znajomą, po czym kotara zostaje spuszczona. Przedział wiekowy ,,dziewczyn,, jest niezmiernie szeroki. Widziałam dziewczyny bardzo młode, oraz bardzo… dziewczyny w podeszłym wieku. Umówmy się, że słowo dziewczyny, traktować będę w cudzysłowie. Na siwe, zmierzwione włosy, nieatrakcyjne ciało i brak kilku zębów przednich, też najwidoczniej znajdzie się amator.
Zdjęcia. Obowiązuje całkowity zakaz fotografowania. Jeżeli ktoś jednak zdjęcie zrobi, to natychmiast wywiązuje się zazwyczaj straszliwa afera. Policja, mandaty itp., ale tak naprawdę, to właśnie dziewczyn należy bać się najbardziej. Te (o ironio)! Pomimo wystawania w witrynach, zawzięcie bronią swojej prywatności. Od znajomych, słyszałam o przypadkach, kiedy wkurzone dziewczyny potrafiły wyrwać fotografowi aparat, biec w sztafecie, a następnie, jako punkt kulminacyjny wyrzucić trofeum do kanału, a następnie nawet nieźle przyłożyć ofierze. Kiedy tym razem to ja, wyginając się w nienaturalnych pokazach, udając, że właśnie wybieram numer, i zupełnie nie zwracając uwagi na fakt, że przykładam komórkę nie do ucha, jak to zazwyczaj przy rozmowach bywa, a trzymając sprzęt w znacznej od ucha odległości, usiłując oczywiście zrobić zdjęcie, nagle usłyszałam jakiś przeraźliwy wrzask. Wystraszona, zerknęłam z nad telefonu w stronę witryny. Dziewczyny z pasją tłukły w szybę, jedna zamaszystym, teatralnym ruchem zasunęła kotarę, kiedy inna w ataku furii… no właśnie, i wtedy właśnie zaczęłam się bać… otworzyła drzwi, wyskoczyła (dosłownie) na zewnątrz i wykrzyczała w moim kierunku- naprawdę delikatnie rzecz ujmując-żebym spieprzała, bo mi buźkę obiją.! Po chwili, poczułam na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Ten ktoś odciągał mnie od witryny, obejrzałam się za siebie, i ujrzałam czarnoskórego, i jak to zazwyczaj w przypadku czarnoskórych bywa-wysokiego i dobrze zbudowanego mężczyznę. Nabrałam odwagi, i odpowiedziałam dziewczynie, że jak jej nie odpowiada to, co robię, to niech spuści kotarę. No i dziewczyna wystąpiła o krok naprzód. A mnie nie pozostało już nic innego, jak tylko faktycznie spieprzać… w walce wręcz, jestem beznadziejna.
Spacerując uliczkami czerwonej dzielnicy, nie można oprzeć się wrażeniu, jakoby powoli dystrykt prostytucji zamieniał się w kolorowy lunapark .A prostytucja ma tutaj jakieś delikatniejsze, bardziej przyjazne oblicze. Chyba tylko tutaj przed jednym z kościołów stać może piękny pomnik z brązu-pomnik prostytutki, a z burdelem graniczyć może przedszkole… w jednym oknie półnaga kobieta prezentuje swoje wdzięki, a sąsiednie oklejone jest kolorowymi wycinankami.
Odniosłam wrażenie, że dziewczyny zza szklanej tafli są integralną częścią miasta -puzzlem, który jest częścią układanki, jaką jest właśnie Amsterdam.
Muzea, kluby nocne, sklepy z pamiątkami, galerie, sexshopy… przyćmiewają jakby nie było tragiczną sytuację dziewczyn, alfons który stoi przed każdą witryną nie wydaje się być już tak straszną postacią, bordowa kotara nie przykrywa beznadziei, braku perspektyw, smutnego życia-odkrywa fajne dziewczyny szczerzące się niczym zwierzęta w klatce do roześmianych turystów…
Muzeum prostytucji, znajdujące się pomiędzy domem schadzek, a muzeum seksu, pokazuje jak wyglądają wnętrza za czerwoną kotarą-taki backstage prostytucji… Natomiast muzeum seksu, to zbiór eksponatów o tematyce pornograficznej z niemalże całego świata. Znajdują się tam również szkice Picasso, wyświetlana jest dobranocka dla dorosłych z królewną śnieżką w roli głównej, jakiej przeciętne dziecko nie zna:) można obejrzeć fotografie pornograficzne z wydaniu retro…taka sobie atrakcja. Bo tak naprawdę, czerwona ulica jest prawdziwa bez kolorowych neonów, tłumów turystów I tandetnych sklepików. Ona żyje w ciągu dnia, kiedy w południe, do szklanych drzwi, puka sędziwy mieszkaniec Amsterdamu… wszystko to, co dzieje się później, to lunapark!
Poznajcie bliźniaczki Fokkens…wiek-70 lat, lata przepracowane w zawodzie-50,osiągnięcia zawodowe – 360.000 kochanków! Oraz założenie pierwszego w historii prostytucji związku pracowniczego.
„Byłaś prostytutką- prostytutką pozostaniesz na zawsze”. Bądź więc prostytutką pełną gębą,,. Tak brzmi motto życiowe
Bliźniaczek, o których w ubiegłym roku powstał słodko gorzki film dokumentalny „Męt The Fokkens” oraz kilka publikacji . Bliźniaczki są niewątpliwie jedną z ciekawszych ,,atrakcji,,Amsterdamu.
Siostry Fokkens są, a może dokładniej były najpopularniejszymi prostytutkami miasta rozpusty. Karierę w zawodzie rozpoczęły jeszcze przed ukończeniem dwudziestego roku życia. Na ulicę czerwonych latarni, trafiły zaraz po tym, kiedy kierowane potrzebą wyrwania się z dysfunkcyjnych związków, (w których tkwiły obie) uciekły z domów, opuszczając swoich ówczesnych partnerów-ucieczka nie poprawiła jednak sytuacji życiowej sióstr- patologiczne środowisko miało być tłem ich całego przyszłego życia.
Niedawno bliźniaczki przeszły oficjalnie na emeryturę, uzasadniając swoją decyzję tym, iż choroby starcze-w tym najbardziej dokuczliwy artretyzm, nie pozwalają im na kontynuację zawodu. Louise, która jest matką czwórki dzieci, przyziemnie stwierdza, że najzwyczajniej w świecie, stan zdrowia nie pozwala jej na dalszą pracę, a artretyzm sprawia, że niektóre pozycje seksualne są dla niej „zbyt bolesne”. Z kolei Martine, matka trójki, przyznaje, że w dzisiejszych czasach, o dobrych klientów, czyli o klientów z gestem jest bardzo trudno i czas najwyższy przejść na zasłużoną emeryturę. W filmie dokumentalnym, Martine wyznaje: ,, przychodzi regularnie. Nie mogę go zostawić. Przychodzi już od tak długiego czasu, że stało się to rytuałem-jak chodzenie do kościoła w niedzielę, kończy serdecznie się uśmiechając).
Spotykam siostry w ich galerii, w modnej części dzielnicy czerwonych latarni. Marie wita mnie serdecznie, a ja tak naprawdę nie wiem jak mam się zachować. Przede mną stoi uśmiechnięta starsza Pani, ale ta Pani była przecież prostytutką, jedną z dziewczyn z zza szklanych drzwi…Jej niebieskie oczy są dziwne, wbrew pozorom, odnoszę wrażenie, że wpatruje się we mnie ktoś bardzo bystry i ktoś bardzo niedostępny. Louis właśnie kończy wywiad dla jednej z lokalnych telewizji. Po chwili dołącza do nas .Dwie,ubrane jednakowo …artystki. Tak-artystki właśnie. Bo siostry, odkryły w sobie talent malarski!. Według mnie, to z pewnością nie talent, również nie pasja, a jedynie żyłka do robienia interesów-a gdzie jak gdzie, ale na czerwonej ulicy z pewnością szybko uczy się sprytu. Siostry opowiadają o przeszłości, ja w tym czasie jestem straszliwie zażenowana, jednak bardziej frywolna Louis sprawia, że po chwili czuję się już dużo swobodniej. Bliźniaczki z przejęciem opowiadają o nowej książce, która ma się już niebawem ukazać (w przekładzie na angielski) zapraszają mnie nawet na premierę, w sumie jestem ciekawa jak mogłaby wyglądać premiera książki prostytutek…opowiadają o nowym filmie dla National Geographic, o swojej twórczości. Prezentują swoje prace…no właśnie-,,prace,,.Jakaś martwa natura-nawet poprawne, za to cała reszta-straszna masakra. Nieudolne, naciągane abstrakcje, tandetne obrazki-nie nie nie!!!. Chcę zobaczyć obrazy, które są wasze, które są w jakiś sposób tożsame z tym, czym się zajmowałyście, z tym, kim tak naprawdę byłyście-mówię. Bliźniaczki obrzucają mnie chłodnym spojrzeniem, po czym mówią: czekaj, mamy coś dla ciebie. Wracają ze szkaradnymi akwarelkami przedstawiającymi, co prawda prostytutki, czerwoną ulicę, no i fallusy oczywiście, ale obrazki te, były tak żenująco słabe-w zasadzie nie różniły się niczym od bohomaza trzylatka na przykład, że wykrzywiam twarz w sztucznym uśmiechu, I powoli tracę cierpliwość. Kiedy w końcu Louis pokazuje mi płótno- już po chwili moje płótno:) w zasadzie brzydki, nieporadny rysunek kotów z fallusami w roli głównej, o wdzięcznym tytule ,,Parada Fiutów,,. Jestem szczęśliwa. To jest to, czego szukałam. Obraz tak popieprzony, jak popieprzone jest to wszystko, co dzieje się wokół bliźniaczek- filmy ,książki, nowo odkryta pasja malarska i filuterne bereciki, które są nowym znakiem rozpoznawczym bliźniaczek-artystek.
Zapytane, czy zrobiły wystarczająco dużo, by czuć się swobodnie na emeryturze, zgodnie odpowiadają -nie, ale mamy nadzieję utrzymać się z zarobków pochodzących z publikacji książki, praw do filmu, oraz galerii odpowiadają.
Louis wręcza mi wizytówkę I obiecuje przesłać mi egzemplarz książki, po czym dodaje, wróć do nas, opisz nasze życie, przedstaw nas Polakom,,. Znacząco spogląda na reklamę książki-no tak, marketing. Siostry mocno stąpają po ziemi I co, jak co, ale głowę do interesów mają, zastanawiam się przez chwilę, ilu klientów puściły z torbami…
Takie są właśnie, jak brzmi tytuł jednej z książek, I jak same o sobie mówią- ,,de Ouwehoeren,, w tłumaczeniu- ,,stare kurwy,,…
Ustawa o opium z 1919 roku…i można szaleć:)
Marihuana i haszysz do Holandii wkroczyły z przytupem w latach 60tych.Pochodzą z tej samej rośliny o nazwie konopie siewne (Cannabis sativa) lub konopie indyjskie (Cannabis indica). Produkty konopi, są w Holandii nazywane soft drugs (miękkie narkotyki) i występują pod nazwami: wiet, hasj (czytaj: hasz), skuff i spacecake. Większość tych używek pochodzi z konopi hodowanych w Holandii, nazywanej nederwiet.
W 1976 dokonano podziału narkotyków na dwie grupy; o nieakceptowanym ryzyku (lista I z m.in. heroiną, kokainą) i o akceptowalnym ryzyku (lista II, na której znajdują się tylko konopie). Władze zaczęły tolerować ten drugi rodzaj używek jako tzw. „mniejsze zło”.
Od roku 1976 przestano traktować zażywanie produktów z drugiej listy, jako przestępstwo. Z czasem jednak, pod naciskiem innych krajów, normy te zostały zaostrzone i od lat 90-tych prawo holenderskie toleruje posiadanie tylko 5 gramów haszyszu lub marihuany. W Holandii uważa się, że miękkie narkotyki są używką, która nie powoduje uzależnienia, w przeciwieństwie do twardych narkotyków (hard drugs), jedynie przy częstym i regularnym ich używaniu może wystąpić pewne psychiczne uzależnienie. Przy wysokim dozowaniu mogą wystąpić także napady strachu, paniki i czasami utraty przytomności.
W tzw.coffeeshopie na terenie całej Holandii można kupić miękkie narkotyki w różnych postaciach i jakości (pod nazwami takimi jak: skunk, thai, zero zero, sensimilla, purple haze, northern light i afghan wings) w maksymalnej ilości 5 gramów. Coffeeshopy (nie mylić z kawiarenkami) muszą spełniać wiele warunków, zanim otrzymają zezwolenie władz na sprzedaż miękkich narkotyków. Zabronione jest palenie na ulicy(nikt się raczej tym zakazem nie przejmuje) reklama i sprzedaż narkotyków młodzieży poniżej 18 lat.
Wszechobecne są produkty spożywcze na bazie konopi (czekolady, lizaki, napoje energetyczne, ciasteczka, a nawet lody-pyszne o bardzo intensywnym smaku:) – polecam!).
Słynne grzybki halucynogenne zostały wycofane z obiegu, po tym jak turyści masowo topili się w kanałach przecinających miasto.
Chwila dla przyjaciół:)
Uwielbiam Cię Amsterdamie:)